Polacy są liderami w stosowaniu nowych technologii w finansach na skalę europejską, może nawet światową. W końcu to Polska jest jednym z najprężniejszych krajów pod względem używania kart bezstykowych. Okazuje się, że nie stopień rozwinięcia lub ogólne bogactwo sektora bankowego jest tu najważniejsze. Wystarczy przypomnieć przykład Stanów Zjednoczonych i problemów, jakie teraz mają z wprowadzeniem obsługi kart wyposażonych w elektroniczny chip. Podczas gdy USA będzie mierzyć się z porzuceniem paska magnetycznego kart, nad Wisłą wchodzi kolejna innowacja: bankomaty zbliżeniowe.
Pomysł trudno nazwać rewolucyjnym. Wszyscy lub prawie wszyscy mieliśmy do czynienia z kartami zbliżeniowymi (większość banków po pewnym czasie miała w ofercie tylko takie). Mechanizm jest ten sam, chociaż cel inny. Zbliżeniowa identyfikacja karty i weryfikacja kodem PIN w jeszcze szybszy niż tradycyjny sposób umożliwia wszystkie operacje, jakich możemy dokonać w bankomacie.
Póki co takie maszyny przetestowały i uruchomiły lub planują uruchomić ING Bank Śląski i sieć Euronet. Koleje instytucje już testują nowe rozwiązanie, które nie tylko usprawni korzystanie z maszyn, ale też (a może przede wszystkim?) zakończy problem słynnego już „połykania” kart przez bankomaty. Nawet jeśli mechanizm źle zadziała, efektem będzie przerwanie operacji nie wiążące się z tymczasową utratą karty.
Część komentatorów zastanawia się, czy inwestowanie i modernizacja bankomatów ma sens, skoro wiele wskazuje na odejście od gotówki na rzecz płatności elektronicznych. Statystyki jasno jednak pokazują, że gotówka ma swoje oddane grono użytkowników i popyt na maszyny pozwalające na wypłatę środków z konta zbyt szybko się nie skończy. Nawet w Polsce, gdzie kolejne nowinki finansowe przyjmowane są nad wyraz szybko (czy to płatności NFS, czy naklejki zbliżeniowe, karty bezstykowe, czy z drugiej strony wprowadzanie własnych innowacji – vide kantor online), do zniknięcia gotówki pozostało nam trochę czasu.