Internet vs dane osobowe: runda 102

Anonimowość, wolność słowa oraz bezpieczeństwo danych osobowych to dość abstrakcyjne pojęcia w odniesieniu do internetu. Szalenie trudno jest ustalić, w jaki sposób i w jakim zakresie prawo powinno ingerować w rzeczywistość online, mając na celu ochronę lub ograniczanie wyżej wymienionych. Większość zapisów prawnych pochodzi też sprzed ery Web 2.0, co skutkuje często brakiem punktu odniesienia do wydarzeń z sieci.

Mediami wstrząsnęła jakiś czas temu wiadomość o orzeczeniu Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej w sprawie „prawa do bycia zapomnianym”. W telegraficznym skrócie: mamy prawo żądać od wyszukiwarki, by usunęła wyniki zawierające nasze dane osobowe. Odnosi się to w takiej samej mierze do nas, jak i do mechanika, na temat którego opinie są negatywne (choć mogą oczywiście być zgodne z prawdą). Nie tylko litera prawa stanowi tu dylemat, ale i jego duch. Co jeśli nie natknąwszy się na negatywną opinię o lekarzu, wybierzemy się do takiego, który ma na koncie wiele błędów, ale nie mogliśmy się o tym przekonać, gdyż usunął informacje o tym z sieci?

Drugi obóz stanowią przeciwnicy powszechnej inwigilacji online. Naturalnym odruchem jest chęć, by w internecie było tak mało naszych danych, jak to możliwe. W dobie tagowania na zdjęciach, systemów rozpoznawania twarzy, portali społecznościowych oraz przeniesienia poufnych informacji do sieci w celu weryfikacji np. usług finansowych bardzo ciężko uzyskać tu kompromis. Naturalnie poufne dane w informatycznych systemach banków czy kantorów online są szyfrowane i zabezpieczane. Jednak faktem jest też, że tam są. W razie wycieku danych, włamania, etc., to one padają łupem.

Przed przyszłymi prawodawcami stoi bardzo trudne zadanie. Należy znaleźć złoty środek między wolnością a samowolką, między informacją a inwigilacją. Rzeczywistość wirtualna stawia tu pod znakiem zapytania już istniejące zapisy, które często nie mają zastosowania w sieci. Rządy powoli dojrzewają do decyzji, że „potrzebujemy nowego hymnu”. Dawny system po prostu nie sprawdza się w przypadku internetu, więc potrzebny jest nowy zestaw zasad, stworzony specjalnie dla e-świata. W tej chwili sytuację można porównać do dziczy, w której parę bladych twarzy próbuje zaprowadzić własny porządek. Nie można po prostu narzucić własnego systemu wartości. Aby prawo funkcjonowało, konieczne jest dogłębne zrozumienie zastanego świata i dopasowanie regulacji do jego realiów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.