Kilkakrotnie pisano już tu o wpadkach polskich urzędników lub pracowników banku, którzy omyłkowo ujawniają dane klientów. Warto wspomnieć, że nie jest to tylko polska przypadłość. Zdarza się to również na najwyższych szczeblach – również w Goldman Sachs, jednym z największych banków inwestycyjnych świata.
Najczęściej w tego typu przypadkach autor wiadomości e-mail myli pola „CC” z „BCC” i upublicznia wiele adresów poczty elektronicznej. Pomyłka, którą popełnił jeden z pracowników Goldman Sachs była podobnej natury. Zamiast wysłać wiadomość na adres xyz@gs.com, korespondencja pofrunęła (zapewne po bezmyślnym zatwierdzeniu podpowiedzi klienta pocztowego) na xyz@gmail.com. Jako, że wiadomość była ściśle poufna, Goldman Sachs zwrócił się do Google z prośbą o interwencję.
Nieczęsto zdarzają się podobne przypadki, gdy autor wiadomości prosi właściciela całego serwisu webmailowego i jej usunięcie. Tak właśnie stało się jednak 23 czerwca. Po skontaktowaniu się z Google okazało się jednak, że nie mogą tego zrobić bez stosownego orzeczenia sądu. Goldman Sachs niezwłocznie o takie wniósł, gdyż e-mail miał zawierać poufne dane klientów dotyczące rachunków maklerskich, a ich ujawnienie groziłoby – w słowach banku – „wielkim i niepotrzebnym”naruszeniem prywatności.
Jak zaznacza Goldman Sachs, Google sprawiało wrażenie skłonnych do pomocy. Było to szczególnie ważne wobec braku odpowiedzi od właściciela konta Gmail, do którego skierowano niefortunną korespondencję. Nie podano też, ilu klientów zostało narażonych na owo wielkie naruszenie prywatności. Najważniejsze jednak, że (jak podało Google) do trefnego konta pocztowego nie logowano się od momentu wysłania korespondencji, a sama skrzynka została zablokowana do momentu wyroku sądu. Do wycieku danych zatem nie dojdzie, a pytania dotyczące szczegółów sprawy (do kogo trafiła korespondencja? czy ta osoba o tym wie? jakie dane zawierała?) zapewne pozostaną bez odpowiedzi
Co ciekawe, w historię Goldman Sachs jest również wpisana Polska. W 2009 roku podano do wiadomości publicznej, że zakończono bardzo zyskowną spekulacje na kursach walut z Europy Środkowo-Wschodniej, obliczoną na spadek złotówki. Co ciekawe, w latach prowadzenia spekulacji najpierw szefem rządu (2005-2006), a potem pracownikiem Goldman Sachs (od 2008) był znany polityk Kazimierz Marcinkiewicz.