W trosce o bezpieczeństwo zwykliśmy otaczać się coraz bardziej nowatorskimi rozwiązaniami. Z innego założenia wychodzą nasi zachodni sąsiedzi. Na Niemczech poważnie rozważa się powrót do tradycyjnych maszyn do pisania, by uniknąć groźby inwigilacji elektronicznych urządzeń, wykorzystywanych do tworzenia poufnych dokumentów.
Na pomysł wpadł członek niemieckiej komisji parlamentarnej. Teoretycznie wszystko powinno zadziałać: maszyna do pisania pozbawiona jest technologii umożliwiającej „podsłuchanie” jej, nie łączy się z internetem ani nie wysyła żadnych wiadomości czy sygnałów. Każde urządzenie, które miałoby przekazać dalej wpisywane na niej treści musiałoby być zainstalowane zewnętrznie i byłoby tym samym bardzo łatwe do namierzenia.
Jest to odpowiedź na niekończące się doniesienia o NSA (ang. National Security Agency, czyli „Agencja Bezpieczeństwa Narodowego”), będącą w posiadaniu technologii pozwalającej na szpiegowanie całego niemal świata. Afera Snowdena ujawniła skalę tego procederu i mimo że formalnie nikt nie wysunął oficjalnych pretensji względem USA, to każdy rząd na swój sposób chce walczyć z możliwością jego inwigilacji.
Przypomnijmy, że dokumenty, które upublicznił Eric Snowden, ujawniły fakt podsłuchiwania praktycznie całego świata przez amerykański wywiad. Stwarzało to oczywiste możliwości regulowania polityki zagranicznej, ale również ruchy na rynku finansowym (wgląd w plany państw i ich spółek), walutowym (planowane ruchy gospodarcze vs. kupno i sprzedaż waluty przez bank centralny) i ingerowanie w giełdę. Oczywiście nikt o tym głośno nie mówi, nietrudno jednak sobie wyobrazić, jak duże i wszechstronne korzyści można odnieść z dostępu do tego rodzaju poufnych wiadomości.