Świat od lat przyzwyczaja nas do powszechnej miniaturyzacji absolutnie wszystkiego. Postęp technologiczny umożliwił, że urządzenie pozwalające na zapisywanie obrazów, rejestrację i przesyłanie plików audio, video i wiadomości najróżniejszej treści, jest dziś możliwe z miejsca na miejsce w kilka sekund. Mimo to trudno nam uwierzyć, że smartony mogą potrzebować ochrony.
Jednym z najważniejszych medialnych doniesień ubiegłego roku był wyciek zdjęć celebrytów z chmury firmy Apple – iCloud. Osoba odpowiedzialna za kradzież zdjęć (zrobiła to z niewielką ‚pomocą’ Apple, zawiniła dziura w oprogramowaniu) wykazała, że łączność telefonu z internetem i automatyczne zapisywanie danych w chmurze może być w tej samej mierze rzeczą użyteczną, jak i przekleństwem.
Mimo to niezwykle rzadkim zjawiskiem (szczególnie wśród osób niezainteresowanych nowymi technologiami) jest dbałość o bezpieczeństwo urządzeń mobilnych. Zarówno smartfony i tablety wykorzystujemy do przeglądania zasobów internetu, pobieramy i przesyłamy dane. Natomiast z powodu ograniczonych zasobów mobilne gadżety są, siłą rzeczy, gorzej wyposażone w narzędzia do walki z ewentualnymi atakami niż komputery.
Obecnie rynek oferuje nie tylko przewyższające inne propozycje prestiżem płatne rozwiązania, ale też open source’owe programy antywirusowe, które za darmo oferują podstawy ochrony w sieci. Każdego dnia logujemy się z telefonu do banku, kantoru internetowego, wysyłamy maile z danymi osobowymi. Zadanie cyberprzestępców z większością użytkowników tych urządzeń już jest nietrudne. Nie ma sensu jeszcze im go ułatwiać.